Sunday, February 20, 2011

maijhima patipada

W nawiazaniu do postu Babki, przyszla mi na mysl Szlachetna Osmioraka Sciezka wg buddyzmu tybetanskiego. :D
Poczytac mozna tu:

PS. Babko, serce sie raduje :D

Friday, February 18, 2011

o motylach i innych takich

już piątek, a więc mogę się rozgarnąć ;-). Dużo się działo, ale będzie w skrócie

Foczki, Kwoczki czy Babki po prostu!
Ostatnie dwa tygodnie to mój powrót do codziennej aktywności zawodowej. Niemal.
Dostałam się na praktyki - płatne, co jest dużym moim sukcesem, zważywszy na to, że starałam się o nie od maja zeszłego roku. Myślę sobie, że przy moim poziomie norweskiego jest to naprawdę coś. Trzy dni w tygodniu, które spędzam w szkole dają mi wiele radości. Nie zawsze się rozumiemy, ale super jest to, że się nie poddajemy - ani dzieciaki, ani ja. Trochę pomagam w angielskim, trochę w naszych starych ZPT-ach (zajęciach praktyczno-technicznych, dla niewtajemniczonych) i na świetlicy, i przede wszystkim mam kontakt z żywym językiem. To taki mały kroczek, który przybliża mnie do marzeń.
Może rzeczywiście powinnam się nastawić na małe kroczki, żadne tam loty, rozpięte skrzydła, skoki w przepaść...

Razem z grupą mieszkających w okolicy Polaków założyliśmy stowarzyszenie, aby powołać Polską Sobotnią Szkołę i realizować różne projekty! Zakończyliśmy tłumaczenie statutu i się rejestrujemy! IHA! Kciuki proszę nadal trzymać ;-). Przy okazji stowarzyszenia, nawiązujemy różne kontakty, budujemy sieć partnerów. Jednym z nich ma być  kościół katolicki z pobliskiego miasteczku w osobie nieziemsko przystojnego proboszcza, który na dodatek kolekcjonuje... motyle! :-)))))))) I ma takie siatki na motyle, i w ogóle. I już go widziałam oczyma wyobraźni jak hula po łąkach z tymi siatkami, w jakimś kapeluszu i sutannie. Już go uwielbiam całym sercem ;-).


Wieczory, których nie wypełniają mi sprawy stowarzyszenia, spędzam na siłowni. Zapisałam się na gym, bo kręgosłup rozpadł mi się w drobny mak, nie wspominając już o tych prawie 20 (!) kg, co mi przybyło. Zatem się gimnastykuję, rozciągam, odkrywam mięśnie, a kręgosłup już nie boli :-).

Ciuciu, cieszę się, że serce zwrócone! Bez serca ani rusz. No ani ani.
Babko zza Oceanu, cieszę się, że dołączyłaś. I choć świat za oceanem trochę inny niż na starym kontynencie, to jednak rozterki te same. Dwa dni temu zaledwie siedziałam u siebie z przesympatyczną inną Babką i rozmawiałyśmy o zmianie. O naszych potrzebach zmiany, o tym lęku przed i ekscytacji zarazem. Łatwo przywiązujemy się to tego, co jest nam znane, pewne. Boimy się wszystkiego, co narusza nam tę stałość. Coś o czym nie pogadałyśmy, a co przyszło do mnie i siedzi mi w głowie, to zmiany, na które mamy wpływ i zmiany zupełnie poza naszą kontrolą. Szukam jednak odpowiedzi na pytanie - czy zmiana, na którą nie mamy wpływu nie jest przypadkiem zmianą wywołaną "efektem motyla", czyli naszym wcześniejszym działaniem, jakąś wcześniejszą akcją? Bo jeśli jest, to aż boli, gdy sobie uświadomimy, jak bardzo musimy być - no właśnie - ŚWIADOMI siebie i tego, co robimy, co wysyłamy w świat.

Miało być krótko, a wyszło jak zwykle w moim przypadku... Za dwa tygodnie kończy się karnawał... Balujecie???

Cmoki,
Rozciągnięta Baba ;-)

Monday, February 14, 2011

krótko

Walentynki z półkul obydwu!
jestem jestem, ale tyle się dzieje, że nie ogarniam. Odezwę się jak ochłonę.

Nierozgarnięta baba.

PS. Szczęśliwych nie tylko Walentynek! 

Monday, February 7, 2011

Foczki

Hej, hola, hop, dziewczeta!

No i porobilo nam sie... hm... spozywczo-kulinarnie. Mamy przylepke, mamy babke i mamy ciuciu. Czesto sie mowi o przylepce tez pietka, albo... dupka ;D
Sie mowi tez, ze na przyklad, dupencje, czyli szprychy, czyli laski, czyli towary, czyli foczki, czyli kobiety, ktore maja to "cos". Pozostaje mi zywic nadzieje, ze my to "cos" mamy, ot i!
(Nie doganiam samej siebie podczas procesu acocjacyjnego zdarzen, osob, znaczen. Nie mam zielonego pojecia, jak doszlam, ze jak przylepa to i foczki. Ale wyszlo i juz.)

Wiec, Przylepo, Droga!
Zaszkodzic bardziej nie mozesz. :D Zepsuc sie tez nie da, wiec bedzie dobrze. Witam Cie serdecznie i czuj sie zgrana ze mna. S. sie wypowie pewnie pozniej.

A i do Waszej wiadomosci - oddali mi serce! Hip hip hurra!

Ciuciu Twoje i Twoje
i na koniec to: Foczki 

Saturday, February 5, 2011

Przylepa

Drogie Ciuciubabki!

Ot mysle sobie wlasnie, jak odpowiadajac na to mile zaproszenie, moge sie "wpisac" miedzy Was dwie, tak idealnie zgrane nawet w tytule; i tylko "przylepa" przychodzi mi do glowy, bo takze sie wlasnie przeciez przylepiam do Was, bojac sie, ze cos moge zniszczyc i zastanawiajac sie, czy to tak w ogole wypada...
No ale mam nadzieje, ze nic nie zniszcze:)

Tyle chcialabym Wam powiedziec, bo chcialabym odpowiedziec na wszystkie posty, ale wtedy poumieralybyscie mi tam z nudow zupelnie! Wiec sprubuje krotko i bardziej ostatnio...

Musze Wam powiedziec, ze to slonce to strasznie powazna sprawa. Zawsze gdzies cos slyszalam, ze "Polacy sa tak agresywni, to dlatego ze nie ma slonca...", i marzylam sobie, ze gdyby wybrac sie do krainy, gdzie slonca jest bardzo pod dostatkiem, to napewno byloby sie innym, ale zaraz wlasnie potem (polskim, zreszta zwyczajem) myslalam sobie, ze to tylko taka sciema z tym sloncem i wymowka, bo trzeba miec jakas wymowke. A tu nie, nie sciema nawet. Jednak to dziala i mnie zdumiewa i moze dlatego przede wszystkim chce mi sie zyc w tej mojej drugiej przyszywanej ojczyznie... Z geografii zawsze bylam niezwykla pieta Achillesa (dlatego zdawalam z niej mature, ha), ale cos mi sie wydaje, ze przynajmniej w Norwegii to jest pewien slonca znaczacy deficyt. No i to napewno wszystko tylko dlatego.

A z tymi kursami. Kurcze to jest jakies dziwne. Ja ciagle tez gdzies caluje tylko klamke marzen, czy to nowe fantastyczne prace, czy to moje wymarzone studia, ktorych tak bardzo bardzo chcialam. A wreszcie stracilam jedna z prac, ktora - ze wszystkich moich czterech - wiazalam z najwieksza nadzieja, przyszloscia i... no coz, kochalam. Moze nie tyle sama prace (jak dociera do mnie teraz), ale kazda sciane tam, kazdy zakret, te zakrecane schody, z ktorych schodzilam nie sama, te schowane schody, na ktorych sama juz zaplakiwalam sie, jak kocham i jak nic z tego kochania nie da sie zrobic. Ale ot, jedna taka zamerykanizowana niemkopodobna tez postanowila uzyc lyzki i wody i nagle stanelam przed drzwiami wyjsciowymi, zamykajacymi sie szybciej niz sie otworzyly. Nie wiem, dlaczego niektore rzeczy moga byc tylko na chwile. Nie wiem, dlaczego nie mozemy dostac tego, czego tak bardzo pragniemy.

A moja siostra mowi mi, madrala jedna, ze "zawsze dostajemy dokladnie to, czego potrzbeujemy".

I mysle sobie o tym i ide do jednej z juz trzech pozostalych prac i mysle sobie, jak mi sie nie chce. Jak jakos nie czuje sie tam tak, jak czulam sie tam, gdzie mnie juz nie chca... Czy tylko mi sie wydawalo, ze sie czulam?
I jak czasem w takich chwilach znajduja sie jednak jacys ludzie, ktorzy powiedza pare takich slow, co moze nie stawiaja na nogi. Ale odgarniaja grzywke z czola i naciagaja kaciki ust do sztucznego usmiechu. I potem jakos tak ten usmiech juz zostaje, i tak jakos bez tej grzywki wiecej widac czy cos.

Ale to tylko groszek jeden maly w wielkim zolnierskim garnku grochowki. Patrze na moje wymarzone szkoly, gdybam o doktoratach jak jakas glupia i - nie wiem dokad isc. Czy niemiecki (moja milosc najwieksza), czy polski (moja druga milosc), czy uczenie (moja trzecia milosc z szansami zawodowymi). Bo moze te dwie porazki cos mi chcialy powiedziec.

Bo moze czasem wydaje nam sie ze bardzo czegos pragniemy i dokladnie wiemy, ze to to. I wtedy ktos nas musi w lyzce wody utopic, kopnac w tylek, nie wpuscic czy cos, zebysmy zdali sobie sprawe, ze to jednak nie to, ze to o cos innego chodzi.

No tylko o co wlasnie.

No i czy oby napewno tak, bo przeciez co ja tam wiem.

I tak mi się przypomina, ze...

Na naszą słabość i biedę
niemotę serc i dusz
na to że nas nie zabiorą do lepszych gór i mórz
na czarnych myśli tłok
na oczy pełne łez
lekarstwem miłość bywa 

jeżeli miłość jest jeżeli jest możliwa...

Wasza Przylepa

Thursday, February 3, 2011

I try to learn... ssssomething


Droga Babko,
Zaczelam fragmentem filmu. Fragment ten w zupelnosci by wystarczyl, slowa moglyby byc zbedne, ale przeciez glupio tak, zostawic filmik i zwiac. Wiec rozwine mysl.
Dzisiaj czwartek a to znaczy, ze prawie piatek. A to znowu oznacza, ze caly tydzien bylam zajeta czyms, czym nie chcialam byc nigdy zajeta.Zajeta czyms, co utwierdzilo mnie w tym, ze zlu potrzebna jest niewielka szczelina we mnie, zeby moglo mnie dopasc i prawie wykonczyc. Utwierdzilo i finalnie, wzmocnilo.

Zdarza sie tak, ze mimo calej odpornosci mojej na rewelacje tego swiata, zbita zostaje z pantalyku. Zalezy od kalibru rewelacji. Pewnie. To, co mnie spotkalo ostatnio, smialo mozna nazwac wybuchem elektrowni jadrowej. Przezylam, ale powinnam postarac sie o proteze serca (mozgu pewnie tez).

Do czego zmierzam? Do tego, ze w trawie zawsze czai sie waz. Dlugi, zimny i obslizgly w dotyku. Nieprzyjemny. Nieprzewidywalny, zatruwajacy jadem. Niespodziewany...


Pozdrawiam Cie,
Ciuciu z plastikowym sercem.