Drogie Ciuciubabki!
Ot mysle sobie wlasnie, jak odpowiadajac na to mile zaproszenie, moge sie "wpisac" miedzy Was dwie, tak idealnie zgrane nawet w tytule; i tylko "przylepa" przychodzi mi do glowy, bo takze sie wlasnie przeciez przylepiam do Was, bojac sie, ze cos moge zniszczyc i zastanawiajac sie, czy to tak w ogole wypada...
No ale mam nadzieje, ze nic nie zniszcze:)
Tyle chcialabym Wam powiedziec, bo chcialabym odpowiedziec na wszystkie posty, ale wtedy poumieralybyscie mi tam z nudow zupelnie! Wiec sprubuje krotko i bardziej ostatnio...
Musze Wam powiedziec, ze to slonce to strasznie powazna sprawa. Zawsze gdzies cos slyszalam, ze "Polacy sa tak agresywni, to dlatego ze nie ma slonca...", i marzylam sobie, ze gdyby wybrac sie do krainy, gdzie slonca jest bardzo pod dostatkiem, to napewno byloby sie innym, ale zaraz wlasnie potem (polskim, zreszta zwyczajem) myslalam sobie, ze to tylko taka sciema z tym sloncem i wymowka, bo trzeba miec jakas wymowke. A tu nie, nie sciema nawet. Jednak to dziala i mnie zdumiewa i moze dlatego przede wszystkim chce mi sie zyc w tej mojej drugiej przyszywanej ojczyznie... Z geografii zawsze bylam niezwykla pieta Achillesa (dlatego zdawalam z niej mature, ha), ale cos mi sie wydaje, ze przynajmniej w Norwegii to jest pewien slonca znaczacy deficyt. No i to napewno wszystko tylko dlatego.
A z tymi kursami. Kurcze to jest jakies dziwne. Ja ciagle tez gdzies caluje tylko klamke marzen, czy to nowe fantastyczne prace, czy to moje wymarzone studia, ktorych tak bardzo bardzo chcialam. A wreszcie stracilam jedna z prac, ktora - ze wszystkich moich czterech - wiazalam z najwieksza nadzieja, przyszloscia i... no coz, kochalam. Moze nie tyle sama prace (jak dociera do mnie teraz), ale kazda sciane tam, kazdy zakret, te zakrecane schody, z ktorych schodzilam nie sama, te schowane schody, na ktorych sama juz zaplakiwalam sie, jak kocham i jak nic z tego kochania nie da sie zrobic. Ale ot, jedna taka zamerykanizowana niemkopodobna tez postanowila uzyc lyzki i wody i nagle stanelam przed drzwiami wyjsciowymi, zamykajacymi sie szybciej niz sie otworzyly. Nie wiem, dlaczego niektore rzeczy moga byc tylko na chwile. Nie wiem, dlaczego nie mozemy dostac tego, czego tak bardzo pragniemy.
A moja siostra mowi mi, madrala jedna, ze "zawsze dostajemy dokladnie to, czego potrzbeujemy".
I mysle sobie o tym i ide do jednej z juz trzech pozostalych prac i mysle sobie, jak mi sie nie chce. Jak jakos nie czuje sie tam tak, jak czulam sie tam, gdzie mnie juz nie chca... Czy tylko mi sie wydawalo, ze sie czulam?
I jak czasem w takich chwilach znajduja sie jednak jacys ludzie, ktorzy powiedza pare takich slow, co moze nie stawiaja na nogi. Ale odgarniaja grzywke z czola i naciagaja kaciki ust do sztucznego usmiechu. I potem jakos tak ten usmiech juz zostaje, i tak jakos bez tej grzywki wiecej widac czy cos.
Ale to tylko groszek jeden maly w wielkim zolnierskim garnku grochowki. Patrze na moje wymarzone szkoly, gdybam o doktoratach jak jakas glupia i - nie wiem dokad isc. Czy niemiecki (moja milosc najwieksza), czy polski (moja druga milosc), czy uczenie (moja trzecia milosc z szansami zawodowymi). Bo moze te dwie porazki cos mi chcialy powiedziec.
Bo moze czasem wydaje nam sie ze bardzo czegos pragniemy i dokladnie wiemy, ze to to. I wtedy ktos nas musi w lyzce wody utopic, kopnac w tylek, nie wpuscic czy cos, zebysmy zdali sobie sprawe, ze to jednak nie to, ze to o cos innego chodzi.
No tylko o co wlasnie.
No i czy oby napewno tak, bo przeciez co ja tam wiem.
I tak mi się przypomina, ze...
Na naszą słabość i biedę
niemotę serc i dusz
na to że nas nie zabiorą do lepszych gór i mórz
na czarnych myśli tłok
na oczy pełne łez
lekarstwem miłość bywa
jeżeli miłość jest jeżeli jest możliwa...
Wasza Przylepa