Drogie Babki,
a ja wciaz pomiedzy!
Dwa tygodnie temu wrocilismy z hiszpanskich wakacji z nuta Pragi, a dzis juz mnie wywiewa do Polandii ;). Na dluzej. Mam zamiar choc czesciowo pokonczyc to, co zaczelam dawno i dawniej - trzymajcie wiec kciuki ;))). Ciesze sie na ten dluzszy wyjazd do ukochanej Warszawy, na spotkania, z ktorych nie bede musiala pedzic wariacko na inne spotkania, na przyspieszenie obrotow, ale tez i na relaks w kinie lub teatrze!!! Chce tyle nadrobic! Ajc!
Oczywiscie, ze bede tesknic, ale ciesze sie na chwile z rodzina, najblizszymi, z miastem moim!
Ciuciu, Amsterdam to Ty masz niemal na wyciagniecie reki. No, rzut beretem. A w kolejkach moze stali tacy, ktorzy przyjechali specjalnie po to, by spojrzec na sloneczniki van Gogha, albo tacy, ktorzy ida do muzeum w kazdym miescie, w ktorym sa i to wlasnie jest dla nich esencja pobytu. Tacy, gdy beda umierac, powiedza - widzialem/am "Sloneczniki" van Gogha :). Tez widzialam. I pamietam swoje zadziwienie, ze taki niewielki obraz za szyba ochronna doprowadza tlum do goraczki.
W Amsterdamie bylam grubo ponad 10 lat temu jako dziewcze niewinne. Mieszkalam w niewielkim holenderskim miasteczku, w ktorym dzien rozciagniety byl jak guma do zucia. Amsterdam byl jak calkiem inny swiat, ba, planeta nawet. Pelen ruchu, gwaru, zycia. Dla mnie, nastolatki, ktora przyjechala z glebokich przemian lat 90. byl to swiat kolorowy i wolny, a i tak najbardziej mi chyba utkwila w pamieci wycieczka po dzielnicy czerwonych latarni :). Apetytu na Amsterdam mi Ciuciu narobilo...
Miesiac temu pojechalismy do Pragi na 2 dni. Spotkalam swoja kolezanke, u ktorej w mieszkaniu sie zatrzymalismy i ktora to pokazala nam Prage swoimi oczyma. Czeska stolica nas zachwycila. Oczywiscie, ze byly masy turystow, oczywiscie, ze nie dalo sie przejsc (ja sama bylam zmeczona turystami (sic!)), a jednak padlam na kolana. Praga jest absolutnie powalajaca. Nie moglismy oderwac oczu od architektury, za kazdym rogiem znajdowalismy cos, co przykuwalo nasz wzrok i wywolywalo okrzyki zachwytu. Nie mam slow ;).
Po tych zlazonych dniach, przyszly dwa tygodnie wypoczynku nad Atlantykiem :). I mierzenie sie moje z hiszpanskim. Rozumiem juz coraz wiecej, ale jestem hiszpansko niema :). Obiecalam sobie, ze jak bede pracowac tu w Norwegii, to wtedy wezme sie za hiszpanski. Planow mam moc! ;)
Franko z glowa w chmurach... Widzisz, wszystko ma swoj czas.
"Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.
a ja wciaz pomiedzy!
Dwa tygodnie temu wrocilismy z hiszpanskich wakacji z nuta Pragi, a dzis juz mnie wywiewa do Polandii ;). Na dluzej. Mam zamiar choc czesciowo pokonczyc to, co zaczelam dawno i dawniej - trzymajcie wiec kciuki ;))). Ciesze sie na ten dluzszy wyjazd do ukochanej Warszawy, na spotkania, z ktorych nie bede musiala pedzic wariacko na inne spotkania, na przyspieszenie obrotow, ale tez i na relaks w kinie lub teatrze!!! Chce tyle nadrobic! Ajc!
Oczywiscie, ze bede tesknic, ale ciesze sie na chwile z rodzina, najblizszymi, z miastem moim!
Ciuciu, Amsterdam to Ty masz niemal na wyciagniecie reki. No, rzut beretem. A w kolejkach moze stali tacy, ktorzy przyjechali specjalnie po to, by spojrzec na sloneczniki van Gogha, albo tacy, ktorzy ida do muzeum w kazdym miescie, w ktorym sa i to wlasnie jest dla nich esencja pobytu. Tacy, gdy beda umierac, powiedza - widzialem/am "Sloneczniki" van Gogha :). Tez widzialam. I pamietam swoje zadziwienie, ze taki niewielki obraz za szyba ochronna doprowadza tlum do goraczki.
W Amsterdamie bylam grubo ponad 10 lat temu jako dziewcze niewinne. Mieszkalam w niewielkim holenderskim miasteczku, w ktorym dzien rozciagniety byl jak guma do zucia. Amsterdam byl jak calkiem inny swiat, ba, planeta nawet. Pelen ruchu, gwaru, zycia. Dla mnie, nastolatki, ktora przyjechala z glebokich przemian lat 90. byl to swiat kolorowy i wolny, a i tak najbardziej mi chyba utkwila w pamieci wycieczka po dzielnicy czerwonych latarni :). Apetytu na Amsterdam mi Ciuciu narobilo...
Miesiac temu pojechalismy do Pragi na 2 dni. Spotkalam swoja kolezanke, u ktorej w mieszkaniu sie zatrzymalismy i ktora to pokazala nam Prage swoimi oczyma. Czeska stolica nas zachwycila. Oczywiscie, ze byly masy turystow, oczywiscie, ze nie dalo sie przejsc (ja sama bylam zmeczona turystami (sic!)), a jednak padlam na kolana. Praga jest absolutnie powalajaca. Nie moglismy oderwac oczu od architektury, za kazdym rogiem znajdowalismy cos, co przykuwalo nasz wzrok i wywolywalo okrzyki zachwytu. Nie mam slow ;).
Po tych zlazonych dniach, przyszly dwa tygodnie wypoczynku nad Atlantykiem :). I mierzenie sie moje z hiszpanskim. Rozumiem juz coraz wiecej, ale jestem hiszpansko niema :). Obiecalam sobie, ze jak bede pracowac tu w Norwegii, to wtedy wezme sie za hiszpanski. Planow mam moc! ;)
Franko z glowa w chmurach... Widzisz, wszystko ma swoj czas.
"Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.
(...)
Zobaczyłem więc, że nie ma nic lepszego
nad to, że się człowiek cieszy ze swych dzieł,
gdyż taki jego udział.
Bo któż mu pozwoli widzieć,
co stanie się potem?"
Ksiega Koheleta
Ja wierze w to, ze czasami musimy dzialac, a czasami musimy przysiasc na kamieniu i poczekac na to, co ma nadejsc. To tylko kwestia rozpoznania,w ktorym z czasow jestesmy - czy w czasie dzialania, czy w czasie czekania... Moja terazniejsza frustracja, ktora mnie czasami dopada, wynika wlasnie z tego, ze chce dzialac, a musze czekac. Bo moje dzialanie ma swoje ograniczenia, na ktore po prostu czasami nie chce sie godzic, bo chce je troche kontrolowac. Akceptacja nie oznacza biernosci.
Ciesz sie swoja kariera, swoim zyciem singielki, nie zamykaj sie na to co ma nadejsc. Milosc nadchodzi czasem zupelnie niespodziewanie i nie stamtad, skad sie jej spodziewamy. Czy wierze w Milosc? To bardzo ogolne pytanie i oczywiscie ogolnie odpowiem, ze tak. Ale nie wierze w to, ze jak milosc wybuchnie, zakwitnie, to ze ona sobie trwa pomiedzy dwojgiem ludzi niewzruszenie. Wierzylam kiedys w "Milosc jak grom", ale grom ma to do siebie, ze jak pierdyknie, to zostawia dziure w ziemi, a czasami nawet wpedza do grobu. I wierzylam kiedys w tego jednego jedynego krolewicza na bialym koniu, ktory sie pojawi i pocalunkiem obudzi mnie do zycia... ale kiedy spisz, nie wiesz, kto sie tam wokol Ciebie paleta... Chyba jednak wole czuc, ze to moja decyzja z kim chce byc. A bycie z druga osoba wcale nie jest takie proste i milosc czasami nie wystarcza. Tak wiele sie na nia sklada roznych rzeczy i sa one tak intymne, i tak specyficzne dla kazdej pary, ze byc moze moja definicja Milosci zupelnie nie odpowiada Twojej. I to jest chyba piekne w tym calym interesie.
Widzisz Franko, kochalam kiedys calym sercem najcudowniejsza osobe na swiecie, kazdego dnia mowilam, ze kocham i kazdego dnia slyszalam, ze kocham. A jednak to nie wystarczylo. I to, ze sie skonczylo, wcale nie oznacza, ze milosci nie bylo. Ale tamta milosc byla mi tez potrzebna do tego, by odkryc sama siebie, by dojrzec i siebie i swiat wokol, by sie zdefiniowac, okreslic, pokochac, otworzyc, pocierpiec, poczuc...
I nie zaluje, ze bylo, ze sie skonczylo... Jedno z wazniejszych doswiadczen mojego zycia z jedna z wazniejszych osob w nim.
Badz cierpliwa kochana i wyciskaj dla siebie jak najwiecej z tego, co dzis masz :).
I ja tez zakoncze piosenka, wokalistki, ktora odkryl przede mna moj ukochany ;)))
Buziam!
nad to, że się człowiek cieszy ze swych dzieł,
gdyż taki jego udział.
Bo któż mu pozwoli widzieć,
co stanie się potem?"
Ksiega Koheleta
Ja wierze w to, ze czasami musimy dzialac, a czasami musimy przysiasc na kamieniu i poczekac na to, co ma nadejsc. To tylko kwestia rozpoznania,w ktorym z czasow jestesmy - czy w czasie dzialania, czy w czasie czekania... Moja terazniejsza frustracja, ktora mnie czasami dopada, wynika wlasnie z tego, ze chce dzialac, a musze czekac. Bo moje dzialanie ma swoje ograniczenia, na ktore po prostu czasami nie chce sie godzic, bo chce je troche kontrolowac. Akceptacja nie oznacza biernosci.
Ciesz sie swoja kariera, swoim zyciem singielki, nie zamykaj sie na to co ma nadejsc. Milosc nadchodzi czasem zupelnie niespodziewanie i nie stamtad, skad sie jej spodziewamy. Czy wierze w Milosc? To bardzo ogolne pytanie i oczywiscie ogolnie odpowiem, ze tak. Ale nie wierze w to, ze jak milosc wybuchnie, zakwitnie, to ze ona sobie trwa pomiedzy dwojgiem ludzi niewzruszenie. Wierzylam kiedys w "Milosc jak grom", ale grom ma to do siebie, ze jak pierdyknie, to zostawia dziure w ziemi, a czasami nawet wpedza do grobu. I wierzylam kiedys w tego jednego jedynego krolewicza na bialym koniu, ktory sie pojawi i pocalunkiem obudzi mnie do zycia... ale kiedy spisz, nie wiesz, kto sie tam wokol Ciebie paleta... Chyba jednak wole czuc, ze to moja decyzja z kim chce byc. A bycie z druga osoba wcale nie jest takie proste i milosc czasami nie wystarcza. Tak wiele sie na nia sklada roznych rzeczy i sa one tak intymne, i tak specyficzne dla kazdej pary, ze byc moze moja definicja Milosci zupelnie nie odpowiada Twojej. I to jest chyba piekne w tym calym interesie.
Widzisz Franko, kochalam kiedys calym sercem najcudowniejsza osobe na swiecie, kazdego dnia mowilam, ze kocham i kazdego dnia slyszalam, ze kocham. A jednak to nie wystarczylo. I to, ze sie skonczylo, wcale nie oznacza, ze milosci nie bylo. Ale tamta milosc byla mi tez potrzebna do tego, by odkryc sama siebie, by dojrzec i siebie i swiat wokol, by sie zdefiniowac, okreslic, pokochac, otworzyc, pocierpiec, poczuc...
I nie zaluje, ze bylo, ze sie skonczylo... Jedno z wazniejszych doswiadczen mojego zycia z jedna z wazniejszych osob w nim.
Badz cierpliwa kochana i wyciskaj dla siebie jak najwiecej z tego, co dzis masz :).
I ja tez zakoncze piosenka, wokalistki, ktora odkryl przede mna moj ukochany ;)))
Buziam!