Friday, September 9, 2011

Drogie Babki,
a ja wciaz pomiedzy!
Dwa tygodnie temu wrocilismy z hiszpanskich wakacji z nuta Pragi, a dzis juz mnie wywiewa do Polandii ;). Na dluzej. Mam zamiar choc czesciowo pokonczyc to, co zaczelam dawno i dawniej - trzymajcie wiec kciuki ;))). Ciesze sie na ten dluzszy wyjazd do ukochanej Warszawy, na spotkania, z ktorych nie bede musiala pedzic wariacko na inne spotkania, na przyspieszenie obrotow, ale tez i na relaks w kinie lub teatrze!!! Chce tyle nadrobic! Ajc!
Oczywiscie, ze bede tesknic, ale ciesze sie na chwile z rodzina, najblizszymi, z miastem moim!

Ciuciu, Amsterdam to Ty masz niemal na wyciagniecie reki. No, rzut beretem. A w kolejkach moze stali tacy, ktorzy przyjechali specjalnie po to, by spojrzec na sloneczniki van Gogha, albo tacy, ktorzy ida do muzeum w kazdym miescie, w ktorym sa i to wlasnie jest dla nich esencja pobytu. Tacy, gdy beda umierac, powiedza - widzialem/am "Sloneczniki" van Gogha :). Tez widzialam. I pamietam swoje zadziwienie, ze taki niewielki obraz za szyba ochronna doprowadza tlum do goraczki.

W Amsterdamie bylam grubo ponad 10 lat temu jako dziewcze niewinne. Mieszkalam w niewielkim holenderskim miasteczku, w ktorym dzien rozciagniety byl jak guma do zucia. Amsterdam byl jak calkiem inny swiat, ba, planeta nawet. Pelen ruchu, gwaru, zycia. Dla mnie, nastolatki, ktora przyjechala z glebokich przemian lat 90. byl to swiat kolorowy i wolny, a i tak najbardziej mi chyba utkwila w pamieci wycieczka po dzielnicy czerwonych latarni :). Apetytu na Amsterdam mi Ciuciu narobilo...

Miesiac temu pojechalismy do Pragi na 2 dni. Spotkalam swoja kolezanke, u ktorej w mieszkaniu sie zatrzymalismy i ktora to pokazala nam Prage swoimi oczyma. Czeska stolica nas zachwycila. Oczywiscie, ze byly masy turystow, oczywiscie, ze nie dalo sie przejsc (ja sama bylam zmeczona turystami (sic!)), a jednak padlam na kolana. Praga jest absolutnie powalajaca. Nie moglismy oderwac oczu od architektury, za kazdym rogiem znajdowalismy cos, co przykuwalo nasz wzrok i wywolywalo okrzyki zachwytu. Nie mam slow ;).
Po tych zlazonych dniach, przyszly dwa tygodnie wypoczynku nad Atlantykiem :). I mierzenie sie moje z hiszpanskim. Rozumiem juz coraz wiecej, ale jestem hiszpansko niema :). Obiecalam sobie, ze jak bede pracowac tu w Norwegii, to wtedy wezme sie za hiszpanski. Planow mam moc! ;)

Franko z glowa w chmurach... Widzisz, wszystko ma swoj czas.

"Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.
(...)
Zobaczyłem więc, że nie ma nic lepszego
nad to, że się człowiek cieszy ze swych dzieł,
gdyż taki jego udział.
Bo któż mu pozwoli widzieć,
co stanie się potem?"
Ksiega Koheleta

Ja wierze w to, ze czasami musimy dzialac, a czasami musimy przysiasc na kamieniu i poczekac na to, co ma nadejsc. To tylko kwestia rozpoznania,w ktorym z czasow jestesmy - czy w czasie dzialania, czy w czasie czekania... Moja terazniejsza frustracja, ktora mnie czasami dopada, wynika wlasnie z tego, ze chce dzialac, a  musze czekac. Bo moje dzialanie ma swoje ograniczenia, na ktore po prostu czasami nie chce sie godzic, bo chce je troche kontrolowac. Akceptacja nie oznacza biernosci.
Ciesz sie swoja kariera, swoim zyciem singielki, nie zamykaj sie na to co ma nadejsc. Milosc nadchodzi czasem zupelnie niespodziewanie i nie stamtad, skad sie jej spodziewamy. Czy wierze w Milosc? To bardzo ogolne pytanie i oczywiscie ogolnie odpowiem, ze tak. Ale nie wierze w to, ze jak milosc wybuchnie, zakwitnie, to ze ona sobie trwa pomiedzy dwojgiem ludzi niewzruszenie. Wierzylam kiedys w "Milosc jak grom", ale grom ma to do siebie, ze jak pierdyknie, to zostawia dziure w ziemi, a czasami nawet wpedza do grobu. I wierzylam kiedys w tego jednego jedynego krolewicza na bialym koniu, ktory sie pojawi i pocalunkiem obudzi mnie do zycia... ale kiedy spisz, nie wiesz, kto sie tam wokol Ciebie paleta... Chyba jednak wole czuc, ze to moja decyzja z kim chce byc. A bycie z druga osoba wcale nie jest takie proste i milosc czasami nie wystarcza. Tak wiele sie na nia sklada roznych rzeczy i sa one tak intymne, i tak specyficzne dla kazdej pary, ze byc moze moja definicja Milosci zupelnie nie odpowiada Twojej. I to jest chyba piekne w tym calym interesie.
Widzisz Franko, kochalam kiedys calym sercem najcudowniejsza osobe na swiecie, kazdego dnia mowilam, ze kocham i kazdego dnia slyszalam, ze kocham. A jednak to nie wystarczylo. I to, ze sie skonczylo, wcale nie oznacza, ze milosci nie bylo. Ale tamta milosc byla mi tez potrzebna do tego, by odkryc sama siebie, by dojrzec i siebie  i swiat wokol, by sie zdefiniowac, okreslic, pokochac, otworzyc, pocierpiec, poczuc...
I nie zaluje, ze bylo, ze sie skonczylo... Jedno z wazniejszych doswiadczen mojego zycia z jedna z wazniejszych osob w nim.
Badz cierpliwa kochana i wyciskaj dla siebie jak najwiecej z tego, co dzis masz :).

I ja tez zakoncze piosenka, wokalistki, ktora odkryl przede mna moj ukochany ;)))



Buziam!

Sunday, September 4, 2011

Powrócona:)

Babki Kochane!

Przepraszam Was za tak długie milczenie, aż sama nie jestem pewna, jak do tego doszło, ale czy tak już właśnie zawsze ze mną nie jest...
U mnie na horyzoncie mniej więcej stare to samo:
- dwa połamane serca i oprócz potłuczonego szkła i krwi, żadnych pozostałości

- w cholerę roboty w związku z rozpoczeciem semestru
- sezon na lekcje prywatne dolewa oliwy do ognia
- trochę imprez, wyskoków, więc nie ma się w zasadzie kiedy nad tym wszystkim na szczęście zastanawiać
- acha, czy wspomniałam już, że miłość mojego życia ma dziewuchę
- i jeszcze kota mi się znów chce i wsi
- i egzamin przede mną i cała się trzęsę bo przecież jak zwykle tradycyjnie nic nie umiem i po co ja w ogóle myślę poważnie o tych studiach, skoro jestem taki leń
- tęsknię za Europą i ukochanym serialem jakimś, ale słucham audiobooków i zatapiam się w wymyślonym życiu kogoś wymyślonego innego, więc może ostatecznie nie jest tak źle i mam tę namiastkę serialową - znaczy się jest na horyzoncie jakieś życie (choć nie moje), którym mogę sobie żyć.


No, to tak właśnie w skrócie u mnie. Biegam tęsknię i zastanawiam się, czy jeszcze mam w sobie cokolwiek z wiary mojego mistrza Don Kichota, czy już rozłożyłam się na tym łóżku i niedługo umrę... Bo co w nas żyje, gdy nie ma wiary?

O fajnych filmach piszecie i niektórych nie znam, niektóre kocham nieprzytomnie, ot na przykład Pan's Labirynth, choć chyba nigdy nie dam rady obejrzeć go znów (tak przerażająco smutny) to zdecydowanie to jeden z numerów jeden na mojej liście. A oglądałyście kiedyś "Things we lost in the fire"?




Powala mnie zupełnie ten film.
Albo The Air I breathe... też nie potrafię go obejrzeć durgi raz, ale nigdy przenigdy nie zapomnę... "When you can see the future you think you're capable of changing it. But you're just a witness to coming moments, unable to help."





Ale najbardziej i tak kocham Donniego Darko:) a zwłaszcza tę scenę:





No, to tyle o filmach narazie, bo jak się rozpędzę to do jutra nie skończę, a tu za naukę do egzaminu trza się wziąć. Egzamin to taki głupi, nazywa się GRE i jest namiastką przepustki na moje wymarzone studia, które i tak mnie przerażają i i tak nie mam pojęcia, jakbym sobie z nimi poradziła. No ale nie spocznę, nie poddam się, nie podaruję, dopóki przynajmniej nie spróbuję chwycić roga za byki czy jakoś tak:)


A Babki, tak nawiasem i marginesem, powiedzcie mi, czy miłość to jednak istnieje? Bo czytałam w książkach, widziałam na filmach, ale w realu to wszystko na opak wskazuje, wszystko jest jednym wielkim teatrem, ściemą, na nibem i może jakby człowiek przestał sobie tą wiarą głowę zawracać, to by się lepiej żyło?


Na koniec piosenka, która właśnie na dowód mojej niewiary ironicznie nuci mi się bez przerwy od trzech dni:





Wasza Franka