Wednesday, March 23, 2011

wiosennie

Drogie Babki!
Nie potrafię policzyć ile razy zaczynałam tego posta... I tym razem nie ma gwarancji, że go skończę, choć kto wie. W każdym razie nie obiecuję...

Babko zza Oceanu!
Jak się cieszę, że się udało! Że boli, że gniecie, że uwiera - przykro. Ale plusem jest Zmiana! Myślę, że zmian się boimy, bo choć jest źle, kulawo i krzywo, no to jest jednak swojsko. A jak człowiek coś zmieni, no to nagle przestrzeń się  powiększa, ramiona można rozłożyć, oddechu zaczerpnąć... Trzeba mieć tylko pomysł na siebie, a nagle zdobyta przestrzeń nie będzie taka straszna. O Ciebie się Babko nie martwię. Pomysłów masz sto i dwieście, żeby tylko wiatr pomyślnie dął w żagle i wypłyniesz na szerokie wody. A nuż Cię zawieje do Serbii?

Brugijska solo w oku tubylców! Brawo! Cieszę się, że jak burza idziesz do przodu! Tobie jak widać tylko baterie trzeba wymieniać ;-). U nas bez zmian i ze zmianami. Od poniedziałku moje szczęście na V. pracuje. Nie muszę chyba dodawać jak bardzo podniosło się ego jego. I ja zaczynam coraz bardziej wierzyć, że się uda, że wychodzimy na prostą.

Póki co, choram (żeby zacytować mojego Tatę ;-)). Wiosna za oknem, a z mojego nosa kapie. Krokusy mi się rozwinęły pod oknem, w szkole idzie mi coraz lepiej - coraz więcej rozumiem dzieciaki, a i one nie tracą do mnie cierpliwości ;-). Mam nadzieję, że z końcem maja mój język się poprawi na tyle, że bez problemu będę się porozumiewać.  I że znajdę jakąś fajną pracę. Na razie robię karierę w norweskich multimediach, ahahha.

Czytam sobie ostatnio "Jedz, módl się i kochaj". Czytałyście, widziałyście film? Chyba jestem jedyną osobą, która jeszcze nie obejrzała filmu... póki co, książka mi się podoba. Przyjemnie się czyta i tak jakoś z uśmiechem. Myślę, że to właściwy czas na tę książkę. Czy też tak macie, że sięgacie po książkę w odpowiednim dla siebie i dla niej (dla książki) czasie?

Co u Was? Macie już wiosnę za/pod  oknem???

Całuję wirtualnie!
Zasmarkana Baba

*** Friday, 26th of March 00:14

Dwa dni później mierzę się z ludzkością i samą sobą. Przyglądam się sobie niemal pod lupą, rozkładam siebie na kawałki, bo nie mogę pojąć, gdzie i dlaczego popełniam błąd. Po głowie mi się tłuką słowa F. Capry: Understanding of life begins with the understanding of patterns. No i szukam tych "patternów".

Trzymajcie kciuki, bo to ważna lekcja.

Wednesday, March 9, 2011

Update

Ciuciubabki Kochane, dziękuję za kciuki!!! Wnioskuję, że trzymałyście, bo rozprawa zakończyła się lepiej (w sensie konsekwentniej, bo jednak troche mi przykro tak czuciowo) niz myślałam.

I tak przypomina mi się jedna taka stara przyśpiewka triumfowa, nie wiem czy znacie:

"Zabiłam byka, bo cóż to dla mnie byk
krew z niego siiika, siku siku sik!"

:)

Mam nadzieję, że u Was słonecznie i pozytywnie! Wysyłam Wam tymczasem wirtualne bazie, bo zawsze piękne:

Friday, March 4, 2011

No wreszcie jestem!

Babki Kochane, wybaczcie proszę, że takie morze czasu zajęło mi odezwanie się do Was ponowne! Takie jakieś ciężkie czy może raczej dziwne chwile u mnie ostatnio, zbliżająca się kolejna rozprawa walki z wiatrakami trochę ścina mnie z humoru, sny znowu nie te, i jakieś zawieszenie ogólne. Ale ale, to zawieszenie to nie tylko przez durną rozprawę, którą przecież mam w nosie mam w nosie mam w nosie i nic mnie ona nie obchodzi nie obchodzi nie obchodzi...

Cieszę się ogromnie, że u Was takie dobre wiaodmości! To wiosna, mówię Wam:) Choć w Norwegii to pewnie bardzo zimna wiosna, bo jak sobie tak myślę o Norwegii to najpierw myślę o jednej z Was, która tam mieszka, a potem o zimnie, które zawsze wcześniej kojarzyło mi się z Norwegią w pierwszej linii;)
A to polskie stowrzyszenie - superaśnie!! Trzymam kciukasy, że aż bolą! Ileż ja dałabym za obecność podobnych do moich dusz tu, za oceanem, któreby chciałbyy czegoś dokonać w podobnych kwestiach. Ale wszyscy zajęci tylko sobą albo narzekaniem;)

A ksiądz biegający wśród motyli zachwyca mnie na maksa. Już sobie go włożyłam w moje wspomnieniowe łąki z dzieciństwa i muszę przyznać, że fantastycznie pasuje do całej scenerii:)

I pączki i bale, mówicie, a ja... na diecie! Okrutnej, nie pozostawiającej tchu, smutającej i wścieklającej, bo wyobraźcie sobie życie przez conajmniej trzy miesiące bez: cukru, mąki, owoców, przerabianych mięsek i wszystkich innych, wszystkiego mlecznego, kwasów (typu wszystkie cytrydy accidy dodawane do ogólnie wszystkiego w jakimś opakowaniu), alkoholu!! ;( (chleb i owoce mogę tam oddać, ale bez mojego czerwonego wina to życie nie to...), soli dozwolone mam chyba łyżeczkę na dzień, ale sól ciągnie za sobą cukier z takim krzykiem, że już odstawiam ją prawie całkiem. No i w sumie to przydałoby mi się jeść same surowe najlepiej jarzyny.... Zatem udaję, że nie ma na świecie pączków, lukrów, tłustych czwartków, ani wina, też. Tak na trzy miesiące (znów, bo to drugi raz) przynajmniej. Mam tylko nadzieję, że tym razem uda mi się wytępić tego chrabąszcza okropnego, który zasiedział się we mnie i zjada mi całą energię i siłę do życia... Trzymajcie kciuki!!

No, ponarzekałam, to teraz dobre wieści: chyba się zdecydowałam, jakie wybrać studia!! Az sama sobie nie wierzę, że tak pozytywnie i zdecydowanie się w tym czuję. Może to tylko chwilowe, ale kurczę, naprawdę się fajnie czuję. I w jakże ogromnym stopniu znów pomogła moja "teoria butów"! Zastanawiacie się pewnie teraz, co to jest ta teoria butów, więc już wyjaśniam:

Nazwa pochodzi od dawnego wydarzenia z jeszcze dawnych ciężkich czasów, kiedy zakup butów był nie lada wyzwaniem i trzeba go było dobrze przemyśleć. Moja siotra jednak była w tej kwestii mistrzynią i zakup butów zajmował jej około pół roku w dobrym wydaniu. Często dłużej. Tak tak, wiem. W każdym razie to tylko nazwa teorii w zasadzie, choć grunt jej wiążący się z owym faktem również.
No więc w całej teorii chodzi o to, że czasem ma się taki dylemat, które buty kupić. Ma się wypatrzone dwie pary: jedne to czarne, bardzo ładne, praktyczne, wygodne, z dobrą ceną i w ogóle idealne na przykład, a drugie to białe, niezbyt praktyczne i ciut droższe, ale jeju jakie piękne! No i kurcze mamy dylamet: które wybrać. I bierze się kogos albo kilku kogosiów i przedstawia się im nasz problem i prosi się ich o radę: no które. Nasz ktoś spojrzy, przekalkuluje, zastanowi się i stwierdzi: no ładne te białe, ale gdzie Ty w nich wyjdziesz, no i tkaie drogie, a te czarne o jakie praktyczne i użyteczne i lata będziesz w nich chodzić i jeszcze takie tanie, oczywiście, że weź czarne!
No i tak przyjmujemy tę radę, słuchamy słuchamy, zgłosimy jeden czy dwa protesty by obronić jeszcze te białe, po czym dziekujemy za radę, stwierdzamy, że nasz ktoś ma rację i... kupujemy nasze białe buty:)) Bo dopiero po tym wszystkim zdajemy sobie sprawę, czego tak napradwę pragniemy i pragnęlismy od samego początku. I zdajemy sobie sprawę, że od początku też dobrze wiedzieliśmy, które buty chcemy kupić, ale jakoś czuliśmy się głupio wobec tego dobrego deala na czarnych butach czy coś. A może dopiero wtedy, gdy ktoś nam wyliczy mnóstwo powodów, dlaczego NIE powinniśmy czegoś zrobić, jesteśmy w stanie usłyszeć nasz własny głos, że cardzo chcemy to zrobić, jakiekolwiek konsekwencje to za sobą poniesie?

No i powiedzcie, Babki Drogie, czy moja teoria butów nie jest prawdziwa:)

Tak więc dzięki owej, myślę, że podjęłam decyzję, choć jeszcze nikomu nie powiem, jaka ona jest. Ale zdradzę Wam, że gdy się ma do wyboru 3 rzeczy, to czasem najlepiej wybrać tę.... czwartą!

Więc ruszam z przygotowaniami i tu również proszę o kciuki!

Przypadkiem znalazłam też szkółkę Serbskiego! I to całkiem niedaleko mnie. I kurcze, nie tak drogo. Planuje się zabrać spowrotem za mój prywatny Serbski bardzo wnet (kiedy tylko mój uniwerek raczy mi wręczyć wreszcie kaskę za moją pracę...), ale teraz mam second thoughts jak to mówią (drugie myśli??) i nie może zejść mi z oczu nauka w grupie. No a bądźmy szczerzy, czy ludzie, którzy postanawiają uczyć się Serbskiego nie są zakręceni?? Toż muszą być! I kurcze mierzi mnie jak nie wiem, żeby to sczekałtować! Eh, to moje językowe wariactwo...

No, Babki moje, śpicie mi tam juz pewnie z tych moich nudów, więc może skończę wreszcie i zajmę się jakąś robotą, bo aż piszczy... A na koniec pieśń, która nie chce się odczepić ode mnie od wielu dni... ale czyż można ją winić za piękno? No bo tak to już jest...

40/40

Hej!

Ze Ci sie tez paczus zamarzyl, fiordowska niewiasto! Z czem? Z dzemem z dzikiej rozy, budyniem waniliowym? A, cukier puder, czy lukier? Ostrzegaja zewszad, ze to bomba kaloryczna i ze po niej, nici z rozmiaru 36. Wiec, nie przesadz tylko i ... smacznego.

Bo widzisz, ja nadal sobie zycze widziec Cie w rozmiarze S. :D

Ale nie o rozmiarach, tylko o nowym wyniku. Maksymalna liczba punktow uzyskanych na ostatnim egzaminie w mojej szkole. Brawo, brawo, Ciuciu! Tym samym, staje sie sola w oku moich wspolkursantow. No tak to dziala i juz. No i te ploteczki-sreczki. 15 bab w grupie. Zostawiam przestrzen dla wyobrazni...

No, hej, hej!

Thursday, March 3, 2011

marcowy czwartek

Ciuciu-babko!
Już marzec! Norwegia mi się za oknem roztapia... Dziś dużo słońca było i jakoś tak milej na duszy. Wpadłam w taki swój codzienny kierat i jest mi nawet z tym dobrze. Jednak jak człowiek ma cel, to łatwiej utrzymać keep going. Aby uczcić trochę samą siebie, wydałam dziś nawet norweskie korony na piwo. Prawdziwe piwo, a nie tam jakiś podrabiany sikacz. Ach, jak mi smakowało ;-). Za tydzień będę mieć szansę napić się piwa w Warszawie, aj!
Może sobie nawet zjem pączka, tak mi się dzisiaj marzy...

A co u Was???